Chustujemy się z Oliwka od jej 3 tygodnia życia. Wiecie jakie było najczęstsze pytanie znajomych jak wyciągałam chustę? “Nie boisz się, że ją przyzwyczaisz?”
I dzisiaj naszła mnie jakaś taka nostalgia, bo ona już za 3 dni kończy rok. Myślałam nad zlewem o imprezie urodzinowej i nagle przypomnieli mi się znajomi, którzy jako pierwsi zadali mi to pytanie. Przyznam, że wtedy mnie zamurowało, nie wiedziałam co odpowiedzieć poza “nie”. Dzisiaj po prawie roku już jestem mądrzejsza w tej kwestii.
Cofnijmy się 30 lat wstecz. Lata 80/90, my na miejscu naszych dzieci. I nasze matki. Jaka sytuacja w Polsce była każdy wie. Mój ojciec po telewizor jechał do Niemiec. Lekko nie było, nie wszystko było na wyciągnięcie ręki jak jest teraz. Pampersy czekłay na specjalne wyjścia bo luksusem była sucha pielucha przez 6 godzin. Zaczęły się pojawiać udogodnienia: mleka modyfikowane, chodziki, wypasione wózki (wszystko z zachodu- powiew luksusu jak na tamte czasy). Urlopy macierzyńskie były zdecydowanie krótsze. Babcia mojego męża często mówi, że ja to mam luks rok w domu z dzieckiem siedzieć, bo ona to tylko 3 czy 4 miesiące mogła. Matki starały się nas jak najszybciej usamodzielnic, musiały wracać do pracy. I przede wszystkim – wtedy była inna mentalność. Wsadź dziecko w chodzik- zajmie się sobą, wsadź dziecko w wózek, daj mu mleko modyfikowane- po co będziesz się męczyć, ma spać w łóżeczku, płacze to niech płaczę- trochę łez nikomu nie zaszkodzi. Zalecenia były inne, diety rozszerzało się szybciej, wiedza była mniejsza. To były zupełnie inne czasy. Nie mi oceniać czy lepsze czy gorsze. Tak po prostu było. To fakt, z którym nie należy dyskutować.
I teraz w XXI wieku jak słyszę od znajomych czy nie przyzwyczaję to ogarnia mnie trwoga. Mamy dostęp do Internetu, wszelkie informacje są na wyciągnięcie ręki. Wisimy na insta, na facebooku, prawdziwe życie ucieka nam przez palce bo gapimy się w ekran smartfona a żałujemy 5 minut swojego czasu na pogłębienie wiedzy na temat aktualnych zaleceń WHO lub fizjoterapeutów czy ortopedów.
Mam ochotę zapytać tych wszystkich znajomych, którzy są ciekawi czy się nie boję że przyzwyczaję, do czego? Do tego, że jesteśmy z córką blisko? Że tworzymy wspaniała więź matka-dziecko? Do poczucia bezpieczeństwa? Do tego że budujemy relacje “zawsze będę przy Tobie i nigdy Cię nie zostawię”? Do tego, że będzie miało zdrowy kręgosłup?
A nawet moi drodzy jeśli przyzwyczaje, to i tak mam wolne ręce żeby zrobić wszystko to co mam w planach.
Poza tym, jak już wspominałam, moja córka zaraz kończy rok. Raczkowała, teraz chodzi. I nie, nie przyzwyczaiłam jej. To JA się przyzwyczaiłam. Jest mi cholernie przykro jak sobie pomyślę, że niedługo wybierze już tylko swoje nogi i nie będziemy się nosić, a wybiera je jak już tylko ma okazję.
Błękitna