Mężowie… Z reguły trzymamy ich z daleka. Im mniej wiedzą tym lepiej. Dla nas. Nie trzeba się tłumaczyć, wyjaśniać, skąd nagle wzięło się 1.5 tysiąca na nową szmatę, bo przecież, z tego co wiedzą, kupujemy tylko te warte po 300 zł! A ostatecznie i tak każdą jedną zdobyłyśmy za pół darmo! Hołdujemy zasadzie: “Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz” 😉 I oni śpią… W nieświadomości.
Na palcach jednej ręki zliczę znane mi dziewczyny, które nie mają chustotajemnic przed swoimi mężami, a oni nie mają nic przeciwko wydawaniu kroci na jakieś kawałki materiału…
Na początku się dziwią. Miała być jedna. Najwyżej dwie. Pytają nieśmiało: “O co tu chodzi?”. W milczeniu przełykaja temat kolejnej chustokawy i babywearingowego zlotu, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem i rzucając zdziwione: “Co Wy robicie na tych sabatach czarownic??” 😂
Z czasem ten nieświadomy niczego mąż, chcąc nie chcąc, zaczyna zauważać mnożące się na potęgę szmaty, skrawki, gadżety… I co? Nagle wszystko jest tylko na macankach albo z wymianki! 😂
Któregoś dnia zaczyna jednak doceniać obecność Szmaty w domu. Zakupy, wycieczka, spacer, wizyta u lekarza z marudzącą latoroślą… Z chustą jakoś łatwiej! Zaczyna patrzeć przychylniej na tę dziwną plątaninę materiału. W końcu prosi, by go zamotać i pęka z dumy, kiedy wychodzi do ludzi z dzieckiem przy sercu!
Ci już bardziej opatrzeni, zahartowani, przywykli i obyci ze szmacianą codziennością, przymkną oko, udając, że z niczego nie zdają sobie sprawy. Bez słowa odbiorą paczkę z paczkomatu, ucieszą się szczerze ze spełnionego chustomarzenia, a czasem nawet dorzucą parę stówek, by DISO zamieszkało pod wspólnym dachem. Szczęśliwa żona to zadowolony mąż 😉❤